czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 1


/Rozdział dedykowany mojej Imotou-san (Yuiko Miyoshi).

"Cisza wokół mnie, zapada zmrok, a ja nadal w nią wsłuchuje się, serce moim rytmem
mocno upewnia mnie, że warto wierzyć w ludzi" - K.Bednarek.


SAKURA

Zarzuciłam kaptur czarnej, wycekinowanej bluzy na głowę i delikatnie przechyliłam twarz w prawo, aby sprawdzić czy trzech osobników dalej się za mną zapuszcza. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc zarys ich sylwetek. Wyprostowałam się i powoli przyśpieszyłam. Nie miałam zamiaru biec. Jak mawiał profesor Kobayashi, jeśli zaczniesz uciekać jak ofiara, oni zaczną Cię gonić jak drapieżniki.
Na twarzy czułam małe krople wody, spowodowane kapuśniakiem, który delikatnie padał z granatowego nieba. Cieszyłam się, że nie założyłam swoich 14 centrymetrowych szpilek, tylko białe trampki przed kostkę. Po pierwsze: w deszczu nie chodzi się najlepiej w obcasach, po drugie: znając mnie i moje szczęście, potknęłabym się o własną nogę, po trzecie: trudno się w nich bić.
Spojrzałam na swój biały zegarek na ręce, który wskazywał 23:38, jeśli dobrze pójdzie po północy powinnam być już w szkole, z załatwioną robotą. Delikatnie pomacałam się po lewym udzie, co zapewne z perspektywy innych wyglądałoby jakbym się drapała. Wyczuwając dobrze mi znany kształt drewnianego kołka, nie mogłam się nie uśmiechnąć.
Zbliżałam się do uliczki, właściwie ślepego zaułka, ale to było moim celem. Miałam nadzieję, że wszyscy dobrze pamiętają jaki był plan i nie zostawią mnie na pastwę trzech nieumarłych. Z moimi umiejętnościami i ogromnym szczęściem, może mogłabym sobie poradzić, ale gdyby profesor Kobayashi się o tym dowiedział, znowu słuchałabym monologu, który skończył by się zdaniem: Zbyt pewny siebie łowca, to martwy łowca i za pewne zagoniłby mnie do szorowania szkolnych korytarzy. A uwierzcie mi, nasze szkolne korytarze były ogromne.
Ponownie przechylając twarz w lewo, zarejestrowałam, że są coraz bliżej. Ich kroki były teraz prawie słyszalne, chociaż i tak poruszali się ze swoją typową na wampira gracją.
Będąc tuż obok zaułku skręciłam gwałtownie, słyszałam syk mężczyzny. A właściwie chłopaka, bo nie wyglądał na więcej niż 21 lat.  Po czole spłynęła mi kropla wody, ewentualnie potu po dłuższym zastanowieniu. Nie denerwowałam się, ale miałam drobne obawy, że mój przyjaciel i dwóch tak zwanych przyjaciół mogli wystawić mnie do wiatru. Chociaż zdawali sobie sprawę, że jeśli opuszczą towarzysza na polu walki, będą uznani za zdrajców. Chyba zdawali... Zdawali?
Przeszłam jeszcze kilka kroków i się odwróciłam. Mój warkocz przy obrocie uderzył mnie w policzek. Stały przede mną dwie kobiety i mężczyzna.  Cała trójka wyglądała jakby ożeniła się z mąką, a ich oczy przypominały czarne dziury. Spojrzałam na nich z udawanym strachem.
- Jakiś problem? - starałam się brzmieć piskliwie, przez co mój głos omal nie przypominał biadolenia delfina.
Będę musiała nad tym popracować...
Kobieta, której włosy były tak okropnie rude, że czułam się jakbym patrzyła na sok marchewkowy oblizała się. Pięknie, jeśli coś pójdzie nie tak, zostanę przekąską kobiety przesadzającej z farbą do włosów i jej dwóch równie dziwnych przyjaciół.
Modliłam się, żeby Yuiko, Takeo i Noritoshi gdzieś tu byli. Inaczej jeśli przeżyję, to osobiście poćwiartuje ich ciała na małe, drobne kawałeczki i dam psom do żarcia.
- Nie powinnaś zapuszczać się o tej porze sama, na ulicach robi się niebezpiecznie - powiedziała do mnie z dziwnym rozbawieniem na twarzy. No błagam...
- Chyba sama mogę decydować o tym, o której godzinie będę się gdzieś zapuszczać? - podniosłam pytająco brwi i zobaczyłam irytacje na twarzy całej trójki. Upssss. 
- Nie zdajesz sobie sprawy z kim rozmawiasz - zawarczała do mnie, czy te całe hollywoodzkie gwiazdy tak przypadkiem nie mówią? O dziwo, to ona nie zdawała sobie sprawy z kim rozmawia.
Patrząc na nią, kątek oka zobaczyłam ciemnofioletową czuprynę Yuiko stojącej za czarnym vanem. Wiedziałam, że gdzieś koło niej znajdują się także Takeo i Noritoshi. Poczułam małą, drobniutką ulgę, że jednak moje obawy nie okazały się słuszne. Van znajdował się poza ślepym zaułkiem, tylko kilka metrów od nas. Gdyby wampiry nie były tak skupione na mnie i mojej krwi, mogliby ich wyczuć.
- Czyżby? - spojrzałam po chwili na brzydką kobietę marszcząc czoło. W zasadzie była naprawdę piękna, ale nazywając ją brzydką poczułam się odrobinę lepiej.
- Zaraz się przekonasz - wysunęła wściekła kły i przygotowała się do skoku.
Uśmiechnęłam się z politowaniem i zanim zdążyłam jakoś jej odpyskować, ona rzuciła się w moją stronę. Gwałtownie zamachnęłam się i kopnęłam ją z całej siły w żebra. Przewróciła się na śmietnik i wszystko rozsypało się po brudnej, zasikanej ziemi. Podwinęłam delikatnie moją czarną, obcisłą sukienkę i wzięłam kołek, który wcześniej przymocowałam do uda. Specjalnie zerknęłam w stronę pozostałej dwójki, sprawdzając czy na ich twarzach wymalowane jest zdziwienie. Nawet jeśli było, to zastąpiły to aroganckie uśmiechy, przez które przeszły mi ciarki na plecach.
Zanim zdążyłam się obronić, poczułam jak lecę na ziemie pchnięta przez siłę wampira.
Będę miała kolejne siniaki bałwanie - wymsknęło mi się nim zdążyłam zatkać sobie usta dłonią. Poczułam jakby ktoś mi spuścił hantle na kręgosłup.
Wampir przycisnął mnie do ziemi i pochylił się nade mną. Z braku jakiejkolwiek innej możliwości, zacisnęłam dłoń w pięść i przywaliłam mu w sam środek twarzy, w nos.
Cofnął się pod siłą uderzenia. Właściwie to bez kołka albo czegoś ostrego nic nie mogłam zdziałać, bo moja siła w porównaniu z jego była niczym. Ale mogłam go chociaż odrobinę przetyrać.
Kobieta marchewkowa wstała z ziemi i spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym: zaraz wyssę z Ciebie każdą kroplę krwi. Puściłam do niej oczko, uśmiechając się bezczelnie. Jezu, jak ja kochałam ich wpieniać. 
Warknęła wściekła i już miała na mnie skoczyć, gdy zatrzymała się w półkroku i otworzyła usta. Jej ciało po kilku sekundach zrobiło się szare i wybuchło, pozostawiając za sobą jedynie proch.
Wykorzystałam chwilę nieuwagi i obróciłam się tak, żeby znaleźć się pod mężczyzną. Kopnęłam go z całej siły w kolano. Poleciał do tyłu warcząc z bólu. Szybko wstałam i rzuciłam się na kobietę, która miała gniazdo żółtych loków na głowie. Upadłyśmy na ziemie. Wbiła mi paznokcie w okolicach nadgarstka, kołek wypadł mi z dłoni i poturlał się kilka centymetrów dalej. Warknęłam i próbowałam wyrwać się z jej uścisku, ale była silniejsza. Ruszyłam nogą tak by kolanem trafić ją w plecy. Przeleciała nade mną pod siłą uderzenia, a ja szybko skoczyłam na nogi, chwyciłam za kołek i odwróciłam się dokładnie w tym momencie, w którym chciała mi rozszarpać gardło.  Jej ciało obróciło się w proch, a kilka drobinek poleciało na moją sukienkę i bluzę, obrzydlistwo, nigdy chyba się do tego nie przyzwyczaje. 
Zanim się obejrzałam Yuiko pomogła mi wstać, a Takeo z Noritoshim zabijali trzeciego wampira. Wyrwałam się z uścisku i spojrzałam na nią gniewnie.
- Co wam tak długo zajęło? - zapytałam, nie siląc się na uprzejmość, bolała mnie pupa.
- Wybacz - powiedziała cicho Yuiko.
Widząc jej minę, od razu zrobiło mi się głupio, że na nich naskoczyłam. Położyłam dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęłam się przepraszająco. Odwzajemniła gest.
Takeo podszedł do mnie i chwycił mnie za dłoń, przyciągając do siebie. Oparłam się o jego tors czując jak ciasno obejmuje mnie ramionami. Takeo był moim najlepszym przyjacielem już od pierwszego dnia szkoły. I bratem mojej najlepszej przyjaciółki i współlokatorki za razem.
Jego włosy były czarne, długie, zaczesane do tyłu, z podgolonymi bokami. Wyglądał trochę jak Dean Tsopanis, ale przez połowę brzucha, pleców i całą lewą dłoń Takeo przebiegał tribal. Był wysoki i wysportowany, ale z charakteru raczej delikatny. Dziewczyny za nim ustawiały się rzędami. No te, które nie wiedziały, że Takeo woli chłopców. Przynajmniej wiedziałyśmy z GaHye, że możemy chodzić przy nim nawet całkiem gołe, a to go nie podnieci. Nie żebyśmy próbowały...
Odsunęłam się od niego delikatnie, wciąż trzymając dłoń na jego plecach.
- Śmierdzę jak bezdomny - powiedziałam czując odór, który przesiąknął moje ubrania. Miałam ochotę zwymiotować.
- Czyli w sumie nic nowego - usłyszałam za sobą głos Noritoshi'ego, odwróciłam się by na niego spojrzeć. Jego twarz ozdabiał znany mi widok, arogancki, głupi uśmieszek. Mówiłam, że go nie lubię? Właściwie nie  lubię, to mało powiedziane. W dziesiątej klasie o mało co nie zrzuciłam mu worka treningowego na głowę. Musiałam za to sprzątać na stołówce przez miesiąc. Naprawdę dziwie się do tej pory, że GaHye się w nim zabujała.
Noritoshi Sarazawa był ciemnym blondynem, o krótkich, kręconych włosach.Jego oczy były zielone, prawie tak jak moje. Był wysportowany i wiem od GaHye, że miał wydziaraną na klatce piersiowej klepsydrę unoszącą się dzięki skrzydłom oraz czterolistną koniczynkę w dość nieciekawym miejscu. Nie musiałam pytać skąd to wie, bo to było oczywiste. Ja widziałam tylko różę na wewnętrznej części jego prawego przedramienia, dla mnie zbyt lamerskie. Najważniejszą i najbardziej rozpoznawalną rzeczą Noritoshiego był jego uśmiech. Zawsze ten sam głupi, arogancki, pełen kpiny uśmiech. Może i był przystojny, ale otwierając tą swoją głupią jadaczkę psuł wszystko. Mówiłam już, że go nie lubię? Ale chłopak miał też swoje zalety, do czego trudno było mi się przyznać. Był opiekuńczy względem mojej przyjaciółki. Kiedy podczas przedostatniego sparingu zobaczył jak GaHye ląduje na ziemi od ciosu w twarz od chłopaka, którego imienia nie pamiętam, tak się zdenerwował i przyłożył chłopakowi, że leżał przez tydzień w szpitalu. Słodkie i dość agresywne. Mniej słodkie, że omal nie wyleciał ze szkoły. Miał szczęście, że rzadko były na niego skargi, co mnie dziwi, bo ten chłopak bez przerwy się z kimś bił. No i pomijając jego nadopiekuńczość, był też odważny i silny. Gdy chodziłam z nim na patrole, nie bałam się, że szybko ktoś we mnie zanurzy kły. Chociaż z Noritoshim nigdy nic nie wiadomo.
- Zamknij się Sarazawa, bo Cię wykastruje - uśmiechnęłam się do niego głupio i zarysowałam palcami w powietrzu serduszko.
Machnął ręką odtrącając moje wyimaginowane serce, zrobiłam oburzoną minę.
- Twojej przyjaciółce raczej by się to nie spodobało.
Nie wiedziałam czy miał na myśli moje wyimaginowane serduszko czy kastracje. Gdybym go wykastrowała, to za pewne nie mogliby już... O nie, w życiu, fuj, nie powiem tego. Na samą myśl tego co oni robią zrobiło mi się nie dobrze.
- Od swojego smrodu jesteś taka zielona? - powiedział z kpiącym śmiechem i odwracając się na pięcie, zaczął iść w kierunku samochodu, który zaparkowaliśmy kilka ulic dalej.
Yuiko od razu ruszyła za nim, jak wierny piesek swojego pana. Wkurzało mnie to, GaHye zresztą też. Kiedyś omal nie zadźgała jej widelcem podczas obiadu, jak zobaczyła, że ta bez przerwy wzdycha do jej chłopaka.
Yuiko Miyoshi była niską, chudą, szesnastolatką, która odzywała się chyba tylko wtedy, gdy była taka konieczność. Miała ciemne, fioletowe włosy obcięte na boba z grzywką na bok. Przez jej kolczyk w nosie przez pewien okres po cichu z GaHye nazywałyśmy ją krową. Nie wiem w jaki sposób dostała się do  naszej szkoły, bo prawie każdą samoobronę i ćwiczenia sprawnościowe przesiedziała w pokoju, ale planowałam to kiedyś z niej wyciągnąć.
Poczłapałam za nimi ciągnąc Takeo za rękę. Potrzebowałam napoju energetycznego, kąpieli i mojej bawełnianej pościeli, od razu.
Zaczęłam iść tak szybko, że nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy stałam przy czarnym Audi, samochodzie należącym do mojej szkoły. Ciekawe czy się skapli, że go sobie pożyczyliśmy.
Szarpnęłam za klamkę, ale zapomniałam, że to Noritoshi miał kluczyki. Odwróciłam się się do niego, wyciągnęłam dłoń i zrobiłam minę pod tytułem: oddawaj mi kluczyki, albo sama je zabiorę.
On tylko spojrzał na mnie, prychnął pod nosem i wyjął kluczyki z tylnej kieszeni swoich dżinsów, rzucając mi je. Dzięki szybkiemu refleksowi złapałam je, otworzyłam auto i wsunęłam się na miejsce kierowcy. Wyszczerzyłam się do nich głupio, widząc jak patrzą na mnie jak na wariatkę. Nie moja wina, że kochałam mojego Promyczka.
Tak, nazwałam samochód Promyczkiem...
To i tak oryginalne, nie to co GaHye i jej kot, który wabił się Pan Kot.
- Wsiadacie, czy mam was tu zostawić? - powiedziałam wkładając kluczyki do stacyjki.
Noritoshi już siedział na tylnym siedzeniu, po stronie pasażera. Najwidoczniej mój smród tak go odpychał, że gdyby mógł to jechałby na dachu samochodu.
Yuiko już pchała się na siedzenie obok niego, ale widząc jego irytacje w górnym lusterku i widząc irytacje GaHye, gdy się o tym dowie postanowiłam zainterweniować i kazałam jej usiąść z przodu, żeby na wszelki wypadek podała mi torbę jak będzie mi się chciało wymiotować. Kiepska i dość obrzydliwa wymówka, ale posłuchała się mnie i posłusznie usiadła. Takeo zajął miejsce z tyłu, po mojej stronie. Włączyłam silnik i dodałam gazu. Wreszcie w drodze do szkoły.

***

Gdy tylko wyczłapałam swoje brudne, śmierdzące i obolałe ciało z Promyczka, zaczęłam iść w stronę szkoły. Kompletnie nie zwracałam uwagi na to czy złapie mnie jakiś strażnik lub uchwycą ukryte kamery, które tak właściwie nie były ukryte, bo z przyjaciółmi o nich wiedzieliśmy.
Pragnęłam zakopać się pod moją kołdrą i dodatkową pieżynką.
Chciałam po prostu iść spać, w końcu po małym spotkanku z wampirami należało mi się, co nie?
Ręka zaciśnięta na moim przedramieniu przywróciła mnie do świata żywych, nie dosłownie.
Spojrzałam na właściciela dłoni i ujrzawszy irytującą gębę Noritoshiego, skrzywiłam się. Jeżeli za chwilę nie weźmie dłoni, to mu ją odgryzę... 
- Nie wiem jak Ty, ale my nie mamy zamiaru mieć szlabany - warknął na mnie i pociągnął w kompletnie inną stronę, gdzie czekali na nas Yuiko z Takeo. Wyrwałam mu się tak mocno, że poczułam, że narobiłam sobie kolejnego siniaka. Zabije go zaraz. Ewentualnie szepnę coś Yuiko i będzie za nim chodzić w dzień, w dzień, irytując go. W zasadzie już ciągle za nim chodziła i go denerwowała, ale to i tak było lepsze, przynajmniej by pocierpiał.
Gdy przeszliśmy pod gąszczem drzew, znaleźliśmy się prawie przy samym budynku szkoły. Nie obyło się bez kilku podskoków i czołgania się przez głupie zabezpieczenia szkoły...
Może nie do końca głupie, bo wampiry o nich nie wiedziały, więc szybko dostawaliśmy informacje, gdy któryś był blisko, chcąc zaatakować.
Teraz trzeba było tylko szybko przebiec kilka maleńkich kroków, podskoczyć i podciągnąć się do najniższego okna i przejść do swojego pokoju nie zauważonym.
Takeo zrobił to jako pierwszy. W mgnieniu oka znalazł się pod łososiową ścianą, skoczył jak zając i siadając na parapecie delikatnie popchnął okno, które ustąpiło i się otworzyło.
Mieliśmy już swoje sposoby na wydostanie się ze szkoły, w końcu też jesteśmy nastolatkami i należą nam się imprezy i puby.
Drugi podbiegł Noritoshi, by móc w razie czego pomóc, którejś z nas. Yuiko z wielką przyjemnością skorzystała z jego pomocy, ja tylko posłałam mu jeden ze swoich sarkastycznych uśmiechów i sama dostałam się na parapet, Takeo pomógł mi tylko wczłapać się do środka.
Stanęłam na nogach i od razu rzuciło mi się złośliwe spojrzenie Yuiko. W zasadzie czemu było mi jej wcześniej szkoda? Może i zgrywała słodką, ale tak naprawdę była złośliwa jak nie wiem, poza tym ta jej obsesja na punkcie Noritoshiego była chora. Jeśli kiedyś GaHye jej nie zabije, ja to zrobię.
Po tym jak Sarazawa znalazł się w budynku, po cichu zamknęliśmy okno, aby nikt nie skapnął się, ze ktoś opuszczał teren szkoły.
Pomachałam na odchodzę i z myślą:mam was w dupie, idę spać, zaczęłam gnać do swojego pokoju, który znajdował się na drugim piętrze.
Byłam tak zmęczona, że nie zauważyłam nawet, że głupi Noritoshi cały czas za mną szedł. Stanęłam gwałtownie przed drzwiami swojego pokoju, przez co chłopak wpadł na mnie.
- Wybierasz się gdzieś? - spytałam głupio się na niego patrząc.
- Jakbyś nie wiedziała - odparł i chciał mnie wyminąć, ale zagrodziłam mu drogę.
- Mój pokój, więc ja wchodzę pierwsza - warknęłam i złapałam za klamkę, popychając drzwi. Od razu pożałowałam, że nie wpuściłam go pierwszego, ubawiłabym się wtedy jego kosztem.
Oberwałam czymś dużym i miękkim w twarz, a za chwilę czymś nieco mocniejszym i mniejszym w czoło.
- Sakuro Junko Haruno!
Oho, drugie imię, mam przerąbane. 
Noritoshi znajdujący się za mną, wybuchł śmiechem. Walnęłam go łokciem w brzuch i od razu była cisza.
Zerknęłam szybko na podłogę, na której leżała różowa poduszka i szminka o tym samym odcieniu. Skoro ryzykowała połamaniem szminki, to naprawdę była wściekła.
Uniosłam wzrok, który skrzyżował się z jej. Wzdrygnęłam się.
- Cokolwiek złego, to nie ja - powiedziałam i zrobiłam unik, widząc, że rzuca tym razem jedną ze swoich figurek egipskiego Boga słońca - Re.
Noritoshi oberwał w tors, ale figurka odbiła się tylko od niego, a on sam chyba nie zdawał się tego poczuć. Złapał figurkę w locie, zanim upadła na ziemie.  Przeklęty, głupi, miejący dobry refleks, umięśniony chłopak... 
Wyminął mnie szybko widząc jak zamierza się na nas z kolejnym przedmiotem, chwycił ją od tyłu, unieruchamiając ręce.
- Widzę, że już się lepiej czujesz - powiedziałam i się wyszczerzyłam.
- Yuiko? Poważnie? Zabraliście ze sobą tą wiedźmę?
Pięknie, wydało się o wiele szybciej niż się spodziewałam.
- No co jak co, ale Ty powinnaś wiedzieć, że jest łowcą, a nie wiedźmą - podrapałam się po głowię i zrobiłam minę w stylu: proszę, tylko nie rzucaj we mnie kolejną figurką.
Warknęła, próbując się uwolnić i zmarszczyła nos. Jakbym jej teraz powiedziała, że słodko marszczy nosek, to by mi przyłożyła?
Uśmiechnęłam się w swój częsty, głupi sposób i przyjrzałam jej i Noritoshiemu.
Tak, bez dwóch zdań oni do siebie pasowali, oboje byli tak samo rąbnięci.
W zasadzie opadła mi kopara, gdy ze trzy miesiące temu oświadczyli całej szkole, że są razem. Oświadczyli, to złe słowo. Gdy na szkolnym korytarzu jeden z chłopaków chciał jej podarować kwiaty, za pewne ze szkolnej szklarni, ten z czystej złośliwości podszedł do nich i ją pocałował, następnie obejmując ją, powiedział płci męskiej, że mają się do niej nie zbliżać. Podłe, ale skuteczne. Jeszcze kiedyś chłopak nikogo nie lubił i zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Moja przyjaciółka musiała naprawdę mu zawrócić w głowie, żeby zaczął z nią chodzić, tylko z nią jedną.
GaHye Yoneda nie należała do brzydkich osób, co to to nie. Była ładna i miała kilku adoratorów, ale bali się się nawet do niej podejść, bo zazwyczaj groziło im odrzucenie albo pięść Noritoshiego lub Takeo. Czasami ja im potrafiłam przyłożyć, ale to już właściwie bez powodu.
Yoneda była pochodzenia koreańskiego, ale jako, że od dzieciństwa mieszkała w Japonii, to każdy już o tym zapomniał. Miała długie miętowe włosy, z grzywką na wprost, pod którą ukrywała swoje oczy, kiedy zdarzało się jej płakać lub się zawstydzała. Praktycznie zawsze uczesana była w dwa kłosy i chodziła z kolczykiem w wardze.  Jej tęczówki, były koloru brązowego, a ona sama była tak blada, że kiedyś jedna z młodszych uczennic wzięła ją za wampira i chciała przebić ołówkiem. Miała na prawym nadgarstku wytatuowaną klatkę i trzy wyfruwające z niej ptaki, a na lewym kolejne pięć. Tak spodobał mi się ten tatuaż, że miesiąc później wyszłam ze studia z takim samym.
Wspomniałam, że była tak samo sarkastyczna, nadpobudliwa i lubiąca irytować innych jak ja? Już pierwszego dnia szkoły pobiłyśmy się o to, że nie chciałam zamienić się z nią mlekiem, bo miałam truskawkowe, a ona czekoladowe. Następnie się do siebie uśmiechnęłyśmy i stwierdziłyśmy, że zostaniemy przyjaciółkami. I tak było po dziś dzień.
Otworzyłam buzie dalej się na nich patrząc, dopiero po chwili rzucił mi się w oczy szkolny strój miętowowłosej. Zazwyczaj miałam lepszą spostrzegwaczość. Jednak bardziej zdziwiło mnie to, że gdy wychodziłam ta była w swoje piżamie jednorożca, a gdy wracam ubrana jest jak na zajęcie.
Szkolny strój składał się ze spodni w kolorze czarnym, które miały dwie cięte, boczne kieszenie, a na nogawkach naszyte po dwie kieszenie z przodu i z tyłu, wszystkie były tylko po to, aby mieć gdzie trzymać kołki. Dół nogawek miał wyszyte ściągacze, dzięki, którym jakoś się w tych spodniach jeszcze wyglądało. Koszulka była na ramiączka, również w kolorze czarnym i praktycznie zawsze chowana w spodnie. Tylko chłopcy zostawiali ją na wierzchu. Na plecach widniał napis nazwy akademii, Numida akai, podkreślony rysunkiem drewnianego kołka. Numida od łez, a Akai od czerwonego.
Na nogach musieliśmy mieć zawsze brzydkie, taktyczne, czarne buty. Większości tak się nie podobały, że zmieniali je na glany. Przykładem byłam ja, GaHye, Yuiko, Noritoshi, Takeo, Ryu, Masaki i paru innych uczniów, których właściwie jest tak dużo, że prędzej umrę z braku tleni niż ich wymienię.
Mieliśmy do tego grubą bluzę na zimowe dni, także w kolorze czarnym, z dwoma kieszeniami po bokach i jedną na lewym przedramieniu, aby móc chować te naprawdę najpotrzebniejsze rzeczy. Ja trzymałam tam telefon, a w nim wgraną Bąbelkową armatkę. Uwielbiałam tą grę!
- Długo będziesz się tak na mnie gapić?
Chyba miałam swoją chwilę zawieszenia, bo spoglądając w oczy GaHye omal nie zobaczyłam piorunów. Wyszczerzyłam się do niej i zaczęłam iść w kierunku łazienki na paluszkach, skradając się jak szpieg.
Noritoshi w tym czasie puścił GaHye, a ta tak się zachwiała, że myśląc, że mi przyłoży wpadłam na drzwi łazienki.
- A tak właściwie, to dlaczego się przebrałaś? - spytałam żałośnie, wypuszczając powietrze z płuc, widząc, że nic mi nie grozi.
Noritoshi prychnął, patrząc się na mnie z politowaniem.
- Dyżurny piętra był tu kilka minut temu i powiedział, że Babaa chce nas widzieć.
Babaa w znaczeniu stara baba, to nasza dyrektorka, która właściwie nazywała się Yoshike Funabashi, ale ze względu na jej wiek i złośliwość oraz małe okularki, przez które patrzyły dwa wrogie ślepia, nazywaliśmy ją po prostu starą babą. Nie chciałabym się dowiedzieć co by nam zrobiła, dowiadując się jak uczniowie ją nazywają. Albo, że to ja zapoczątkowałam to wyzwisko.
- Okeeeeej - przeciągnęłam i chciałam coś dodać, ale Yoneda już mnie nie słuchała i odwróciła się do swojego chłopaka, posyłając mu jeden ze swoich uśmiechów.
- Cześć - powiedziała.
- Cześć - odpowiedział jej i od razu ją pocałował.
Gdyby może stała z kimś innych, to skomentowałabym to czymś w stylu: oooh, kawaii, ale Noritoshi wcale nie był kawaii. Był małym pasożytem, który irytował mi na każdym kroku...
Wytknęłam język, pokazując, że mi przez nich nie dobrze i wzięłam mój uniform, chowając się za drzwiami w łazience. Słyszałam na odchodne coś na temat Yuiko, o której najwidoczniej GaHye jeszcze nie zapomniała i zwalanie Noritoshiego na mnie, że to ja ją z nami zabrałam. Dupek...
Nie moja wina, że GaHye była tak zielona z powodu boleści żołądka, że nie mogła iść. I nie moja wina, że Yuiko była jedyną osobą, która się nawinęła. A, że powiedziała, że chciałaby się od nas czegoś nauczyć, to ją wzięłam. Była cicha, więc mnie ten układ jak najbardziej odpowiadał.
Ciuchy wrzuciłam do kosza na pranie, który stał obok umywalki i wzięłam szybki prysznic, dokładnie się szorując, żeby Babaa nie doczepiła się smrodu w swoim gabinecie. Stwierdzając, że włosy umyje sobie rano, wytarłam się i ubrałam. Jak doczepi się coś moich włosów, to powiem jej, że i tak wiecznie czepia się, że rachunki za wodę są ogromne.
Wychodząc z łazienki zastałam GaHye na moim łóżku, siedzącą na torsie Noritoshiego, który trzymał dłonie na jej pupie, a ona pochyla się i go całowała. O boziu, teraz będę musiała wyprać pościel! 
Przewróciłam oczami i podeszłam do biurka, w którym miałam zapas napoi energetycznych i Pocky. Wzięłam kilka łyków i nie patrząc na Noritoshiego, chwyciłam GaHye za rękę i szarpnęłam w stronę drzwi.
- Oberwiesz Haruno - usłyszałam oburzonego blondyna, odwróciłam się i z kpiną wysłałam mu buziaka na co ten pokazał mi środkowy palec. Czy on nie był dżentelmenem?
Chwilę później biegłyśmy korytarzem w stronę wyjścia ze szkoły. Budynek z biurem Babyy znajdował się obok szkoły, ale był oddzielony, a w szkole nie było żadnego przejścia z jednego do drugiego.
Biegnąc po żwirowanej ścieżce, potknęłam się i gdyby nie moja przyjaciółka, wyryłabym długą, robiąc sobie kolejne siniaki i zadrapania. I bez tego wyglądałam już jak dziecko wojny i rozpaczy.
Podziękowałam jej spojrzeniem i już zwalniając do truchtu, kierowałyśmy się do dyrektorki.
- Powiesz mi dlaczego zabrałaś Yuiko?
No nie...
Znowu...
- A czy możemy dla odmiany porozmawiać o kimś innym? - zapytałam, gdy już znalazłyśmy się obok głównych drzwi budynku.
- Eh, jasne, dlaczego ciągle drzecie koty z Noritoshim?
Czy ona nie rozumiała, co znaczy porozmawianie dla odmiany o kimś innym?
Otworzyła drzwi, przez które weszłyśmy. Przez moment się bałam, że trzaśnie nimi tak, abym oberwała w nos, ale tego nie zrobiła. 
- Bez tego byłoby nudno - wzruszyłam ramionami i chciałam iść dalej, ale zobaczyłam, że staje, więc też stanęłam. 
Tylko nie jedna z tych głupich rozmów na temat relacji moich i Noritoshiego, proszę! 
Babaa jeśli mnie słyszysz wyjdź ze swoich czterech ścian i uratuj mnie! Możesz nawet nawrzeszczeć na moje brudne włosy i rozdwojone końcówki, serio!
Otworzyła usta, ale nic nie powiedziała, bo usłyszałyśmy kroki. Obie spojrzałyśmy na schody, po których schodził Miyokawa. Gorzej już chyba być nie mogła...
Przechodząc obok nas posłał mi promienny uśmiech i pomachałam. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
Miyokawa to o rok młodszy ode mnie chłopak, który przyprawiał mnie o wymioty bardziej niż Noritoshi. Był natrętny i głupi. Żadna groźba, podbite oko czy złamana ręka nie potrafiła go przepędzić. Był jak wrzut na tyłku. 
Takeo próbował mu wytłumaczyć w dość miły sposób, że nie jestem zainteresowana, GaHye omal nie wepchnęła mu kwiatów do gardła, raz nawet Noritoshi dał mu w ryj, ale to dlatego, że nie przepuścił jego dziewczyny w drzwiach, ale mogłam przymknąć na to oko i udawać, że zrobił to dla mnie. 
Po prostu go nie lubiłam i nie tknęłabym go nawet gdyby był ostatnim napojem energetycznym na ziemi. A uwierzcie mi, ja kocham napój energetyczny.
Odmachałam od niechcenia i krzywo się uśmiechnęłam, ciągnąc GaHye za rękę i szybko wbiegając po schodach, jak najdalej od tego człowieka.
Odetchnęłam z ulgą, że nie zarzygam budynku dyrektorki.
Yoneda zaczęła się ze mnie śmiać, znając mnie zrobiłam jakąś głupią minę, która ją tak rozbawiła.
Byłam z nią w budynku, kiedy tak nagle wzięła swój kołek i wbiła go sobie w brzuch... Była moją najlepszą przyjaciółką wysoki sądzie, to takie straszne. Uwierzą mi?
GaHye wyszczerzyła się do mnie jeszcze bardziej, wiedząc, że zapewne planuje jak zeznawać w sądzie, zaraz po tym jak ją zabije. Odwzajemniłam głupi uśmiech i wskazałam na korytarz. Pokiwała głową na znak, że rozumie i szybko puściła się do biegu. 
W zasadzie to było nie fair, bo nawet nie usłyszałam: raz, dwa, trzy, start. Ale zignorowałam to i wyprułam do przodu. Byłam od niej szybsza, więc w mgnieniu oka ją dogoniłam.
To właściwie było naszą tradycją, ściganie się po budynku, gdzie znajdowało się biuro dyrektorki i innych szkolnych szych, było najlepsze. Śliska podłoga, wiele schodów oraz mnóstwo zakrętów, oo taak.
Zawsze wygrywałam, ale i tak było zabawnie.
Było cicho. Słychać było tylko nasze glany uderzające o podłoże.
Uśmiechnęłam się z satysfakcją, gdy wyprzedziłam ją przy czwartym zakręcie.
Powoli zbliżałyśmy się do biura dyrektorki, które było na końcu korytarza, na który właśnie wbiegłyśmy.
Nie spodziewając się niczego postanowiłyśmy przyspieszyć, bo była to już końcowa trasa.
Obie zaskoczone poślizgnęłyśmy się i zaczęłyśmy na plecach zbliżać się w kierunku ściany.
Co za debil pastuje podłogi, wiedząc, że dyrektorka wezwała do siebie uczniów? No ja się pytam kto? Od razu wepchnę mu tą pastę do podług w tyłek! 
Jęknęłyśmy, gdy runęłyśmy w ścianę.
- Mam ochotę powbijać tej szui małe, drewniane kołeczki w każdy centymetr jego ciała - warknęła GaHye podpierając się na łokciach i  masując sobie tył głowy.
- Pomogę Ci, ale zaraz po tym udusimy go śmierdzącymi skarpetkami Noritoshiego - powiedziałam i wstałam z ziemi chwiejąc się od bólu pleców. W wieku 17 lat, zamienię się w staruszkę, no super!
Przez chwilę myślałam, że mi przyłoży za tą uwagę ze śmierdzącymi skarpetkami jej chłopaka, ale GaHye  tylko podniosła się i poprawiła spodnie, które przy zderzeniu ze ścianą prawie spadły jej z tyłka.
- Dobra, kierunek Babaa! - powiedziałam tak głośno, że miętowowłosa rąbnęła mnie w piszczel.
Nie przyłożyła mi za swojego chłopaka, ale za coś mało istotnego już tak... Logika mojej najlepszej przyjaciółki. 
Wydałam z gardła dziwny dźwięk i zaczęłam skakać na jednej nodze, patrząc na nią oburzona.
- Głupia jesteś czy co?
Właściwie odpowiedź była prosta, była głupia, ale nie wiedziałam za bardzo co innego do niej powiedzieć.
- Zamknij się i mów ciszej, nie mam ochoty szorować kibli za to, że Ty nie umiesz trzymać języka za zębami - syknęła cicho i wrednie się do mnie uśmiechnęła.
Wspominałam już, że czasami czułam się jak jej worek treningowy?
- Dobra, już dobra - podniosłam ręce w geście kapitulacji i odwróciłam się akurat, gdy w drzwiach swojego biura stanęła Babaa.
- Widzę, że podziałało - mówiąc to, spojrzała się na nasz stan.
A więc ona było osobą, której mieliśmy powbijać w każdy centymetr ciała kołki, a później udusić skarpetkami Noritoshiego? Mnie pasowało!
Podwinęłam rękami i zaczęłam zbliżać się w jej kierunku ze złośliwym uśmiechem, Babaa spojrzała na mnie zaskoczona.
- Mogę wiedzieć co Ty robisz dziecko?
- Nic, a nic - wyprostowałam się jak struna, podrapałam po tyle głowy i żałośnie uśmiechnęłam.
Jeszcze ją kiedyś dorwę.
Zaprosiła nas gestem ręki do gabinetu, za pewne myśląc sobie w środku, że przyjęła do swojej szkoły osoby chore psychicznie. Musiałam jej w takim razie przypomnieć o Yuiko.
Weszłam pierwsza, a za raz za mną GaHye, która zamknęła drzwi nie co za głośno, bo dyrektorka spiorunowała ją wzrokiem. Zrobiła głupią minę i zajęła miejsce tuż obok mnie, na przeciwko biurka Babyy.
- Więc? - podniosła pytająco brwi.
- Więc? - powtórzyłam za nią głupio.
- Mam dla was misje - powiedziała odchylając się na swoim obrotowym, futrzanym krześle, krzyżując dłonie na klatce piersiowej.
Czułam się trochę jak odlotowa agentka, brakowało tylko łysego gościa w garniturze i maszyny, która będzie nam rozdawać gadżety.
- Misje? - usłyszałam uradowany głos mojej przyjaciółki.
Misje dostawali tylko naprawdę mocno wyszkoleni łowcy, którzy zazwyczaj mieli same szóstki na świadectwie i same pochwały na samoobronie i innych zajęciach sprawnościowych. A my się do nich nie zaliczałyśmy. W takim razie chcieli się nas pozbyć.
Zmrużyłam oczy.
- A na czym ta misja będzie polegać? - zapytałam mierząc ją wzrokiem.
- Chcę żebyście coś dla mnie sprawdziły.
- A mianowicie? - odezwała się tym razem miętowowłosa.
- Niedaleko stąd jest małe miasteczko, które trzeba sprawdzić. Zaobserwowano liczne ataki zwierząt, chcę żebyście tam pojechały i to zbadały.
Dobra, teraz serio czułam się jak tajna agentka.
- A co z tego będziemy miały? - wyszczerzyłam się do Babyy.
- Myślicie, że nie wiem o waszym nocnym wymykaniu się ze szkoły? - zmarszczyła czoło i popatrzyła  na nas miną pod tytułem: wiem wszystko o wszystkich.
Ciekawe czy wiedziała o igraszkach GaHye z Noritoshim na terenie szkoły...
- No to kiedy mamy wyruszyć? - zapytałam szybko, w nosie z ocenami, jakbym wyleciała ze szkoły, to ojciec by mnie powiesił.
- Pojutrze po zajęciach, pojedziecie tam szkolnym samochodem.
- W porządku.
- Podam was dokładny adres, ulokujecie się u brata mojego męża.
- Ulokujemy? - zapytałam zaskoczona. - To ile ta rzekoma misja ma trwać?
- Miesiąc.
Niemal widziałam minę GaHye, choć na nią nie patrzyłam.
- Co? Miesiąc bez jedzenia ze stołówki? Ja w to wchodzę! - walnęła dłonią w oparcie fotela i się wygodniej rozłożyła.
Byłam ciekawa czy zdaje sobie sprawę, że jedzenie ze stołówki, to jej najmniejszy problem.
- Cieszę się, a Ty Sakuro? - dyrektorka popatrzyła na mnie, wiedząc, że i tak nie mam innej możliwości, jak się nie zgodzić.
Westchnęłam i wzruszyłam ramionami.
- Miesiąc bez gęby Noritoshiego, to będzie najlepszy miesiąc w moim życiu - powiedziałam, a mina GaHye od razu przybrała inny wyraz, w końcu zdała sobie sprawę, że będzie miesiąc bez swojego głupiego chłopaka. - Ale zastanawia mnie jedno, dlaczego nie może tym się zająć brat pani męża? I dlaczego pani wybrała akurat nas dwie?
- Brat mojego męża myśli, że prowadzę szkołę dla trudnej młodzieży. A wybrałam was dwie, bo pomijając wasze wyszczekane buzie i lenistwo, to jesteście jednymi z najlepszych łowców.
Otworzyłam buzie zaskoczona. Pierwsze słyszę, żebyśmy były jednymi z najlepszych łowców, zazwyczaj lądowałyśmy na dywaniku albo nauczyciele mówili jak to ich irytujemy. No ale już wcześniej zauważyłam, że w porównaniu z niektórymi naprawdę umiemy się bić i mamy wystarczająco dużą wiedzę na temat historii wampirów.
- Ooo, uważa pani, że jesteśmy jednymi z najlepszych łowców? - GaHye przyłożyła sobie dłoń do serca i się sztucznie uśmiechnęła.
Babaa tylko posłała jej jedno ze swoich złowrogich spojrzeń zza okularów i wskazała nam drzwi.
- O reszcie porozmawiamy przed wyjazdem.
Wstałyśmy posłusznie i opuściłyśmy gabinet. Ten miesiąc zapowiadał się ciekawie.


Od Autorki: Witam, jak niektórzy zdążyli zauważyć, jest to kolejny mój blog.
Kroniki Konohy wciąż są w przygotowaniu, ale mam dla was coś nowego, a 
mianowicie Kroniki krwi, haha.
Zbliżają się wakacje, zaplanowałam sobie w tym roku wszystko inaczej, no i tak 
też powstało owe opowiadanie. 
Linki [raj-szablonow]